..
Climbe

górski i wspinaczkowy design

7 | 5470
 
 
2017-05-09
Odsłon: 696
 

Światło i noc. Tatry Wysokie

– Niedźwiedzia się nie bał?
– Też pytanie – pomyślałem zaskoczony, ponieważ dopiero co skończyłem o tym rozmyślać. – Bałem się, jak cholera – odpowiedziałem całkowicie szczerze. – W zasadzie, to cały czas o nich myślałem. Do góry szedłem bardzo głośno, śpiewałem i takie tam. Yyy… może… – zawahałem się na chwilę – może właśnie dlatego żadnego nie spotkałem?  
– Pewnie spotkał, tylko nawet o tym nie wie – powiedział z lekkim chichotem. Poczułem lekką konsternację. Na samą myśl o takim spotkaniu przewróciło mi się coś w żołądku. Gość mógł mieć rację. W Tatrach żyje przeszło setka niedźwiedzi i większość z nich po stronie słowackiej, a ja byłem w miejscu, w którym nie powinno mnie być.

    

Szliśmy w dół już dobrą godzinę. Tempo narzucił bardzo szybkie, ale mimo, że na grzbiecie niosłem ciężki, trzydziestokilogramowy wór, wcale nie ustępowałem mu kroku. Owszem, byłem odrobinę zlany potem, w końcu był wyjątkowo ciepły poranek, ale czułem się wyśmienicie – miałem zdjęcia, a filanc, chociaż mnie dopadł, to jednak już po fakcie. Na górze, gdy już ochłonęliśmy z emocji związanych z niespodziewanego spotkania, powiedział mi, że tylko w tym roku, na szczycie tego wierzchołka był już pięćdziesiąty ósmy raz. Przeliczyłem w myślach, od połowy marca wstecz  i wyszło, że wchodzi tutaj częściej, niż co drugi dzień.

  

– O tu… – wskazał palcem – w tamtym roku, na samym środku ścieżki stał taki jeden, kołysał się i pomrukiwał, ale zszedł z drogi.  
– Nooo… nie dziwię się – odpowiedziałem pod nosem, czujnie stawiając stopę na śliskim kamieniu. Po chwili spojrzałem na niego. Chłop jak dąb, wielki na dwa metry, ubrany w lekką, wytartą, zieloną koszulkę bawełnianą, typową dla swojej profesji i krótkie spodenki, również w kolorze zielonym. Jego zmęczoną słońcem twarz na wpół okrywała bujna, opadająca na boki czupryna, chyba trochę taka na Janosika. Na nogach miał wielkie, skórzane buty nad kostkę, chyba jakiś wojskowy model, który idealnie pasował do potężnej łydki, zdecydowanie większej od mojego uda, a na szyi, w prześwitującym etui wisiała złowroga blacha: Strażnik Leśny TANAP. Największy efekt robił jednak jego towarzysz, który, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, na mój widok zerwał się błyskawicznie i z pełną agresją ruszył w moim kierunku. O tak, chyba wszystko co żywe, musi czuć na ich widok uzasadniony respekt.

  

– Mając takiego kolegę, chyba nie musi się pan obawiać niedźwiedzi? – Zapytałem, myśląc jednocześnie o gazie pieprzowym, którego nie udało mi się zabrać z domu.
– To prawda, ale on jest trochę leniwy. Do góry nie chce mu się chodzić i trochę muszę go gonić, ale jak trzeba to wiadomo… – zatrzymał się, odwrócił i sugestywnie uśmiechnął. Zrobiłem minę pełną podziwu, wcale przy tym nie udając. Owczarki Kaukaskie zawsze wzbudzały we mnie należny im szacunek, ponieważ, mimo, że psy tej rasy są naprawdę zrównoważone, to jednak wobec nieznajomych są nieufne i na własnym terytorium nie tolerują obcych. A ja byłem obcym na jego... w zasadzie, na ich terytorium.

    

Tak naprawdę, filanc wcale mnie nie zaskoczył. Nie wszedłem w niego przypadkiem, ani nie dałem mu się podejść. Owszem, szukał mnie, gdy dzień wcześniej przekroczyłem szlaban na polanie w Białej Wodzie (dolina Białki), ale przecież mogłem iść na tabor, a on, wychodząc dziesięć minut po mnie i w pogoni za mną, wcale nie musiał być na tyle szybki, żeby mnie dogonić. W strażnika wszedłem, bo tego chciałem, bo nie miałem chęci się ukrywać, ani nie miałem ochoty czekać, aż sobie zejdzie z wierzchołka, na którym przez dwa dni fotografowałem.  Wchodząc na niego miałem jednak szczerą nadzieję, że przed sobą widzę turystę, a nie strażnika leśnego.

  

To zielony plecak, zielone spodnie i zielona koszulka sprawiła, że w pewnym momencie zrozumiałem swój błąd. Gdy jednak byłem blisko, naprawdę blisko, nadal miałem możliwość naprawienia swojego błędu, ponieważ siedząc do mnie tyłem, ani on, ani jego pies, do ostatniej chwili, nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności. Dopiero wymowne chrząknięcie sprawiło, że strażnik zerwał się na równe nogi, wyraźnie wystraszony, a jego pies groźnie nastroszył sierść na karku, zanim odważnie ruszył w moją stronę, głośno szczekając.

   

– Spał na siodełku?
– Tak, na siodełku – skinąłem głową. – Na płacie śniegu, dzięki czemu nie musiałem szukać wody – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, wyjawiając trochę więcej, niż chciałbym, jednocześnie zastanawiając się, czy ktoś po mnie będzie miał jeszcze szansę, żeby spokojnie zabiwakować w tym miejscu? Pewnie nie. Ehh…
– Tu w okolicy naprawdę dużo niedźwiedzi… – sugestywnie zawiesił głos, po czym zatoczył ręką półokrąg.
– Ee… noo… – przytaknąłem, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. – One często atakują ludzi? – Zapytałem po chwili, ale chyba nie tylko po to, żeby utrzymać konwersację. Wczoraj, gdy opublikowałem zdjęcie z mojego „secret spot’u”, pod wiadomością pojawił się komentarz Adama: „niedźwiedzia nie było?? Gdzieś w okolicy jest gawra podobno”.
– Rzadko, ale zdarza się na wiosnę, głodne chodzą, na kozice polują.. o niech pan patrzy, szafrany – powiedział, niespodziewanie zmieniając temat. Na jego twarzy malował się uśmiech. – U was pewnie już duży ruch?
– Chochołowska zatkana, a kwiatki zadeptane, niemalże – rzekłem zgodnie z prawdą.
– Hej, no i korniki jedzą wam drzewa, te zwalone trzeba okorować, inaczej robal się rozwija… dobra, ja pana tu zostawię, dalej już pójdzie sobie pan sam.
– W porządku, dziękuję za wyrozumiałość – powiedziałem.

  

Staliśmy na środku drogi prowadzącej na polanę z leśniczówką. W oddali widać było nadjeżdżający samochód TANAP-u, ale nie musiałem się już go obawiać. Swoją pokutę zapłaciłem, wysłuchałem wykładu o kornikach i naprawdę szybko zostałem sprowadzony na szlak, z dala od „przerażających” niedźwiedzi. Gdybym nie natknął się na strażnika, to na pewno byłoby taniej, ale i droga w dół byłaby dłuższa, bardziej wyboista i jeszcze obarczona widmem lęku. Bo to co nieznane, zawsze budzi w nas instynktowny lęk!

 


 

Bardziej od niedźwiedzi i parkowych strażników, boję się przeczucia, a nawet pewności, że bierność i jej akceptacja to najgorsze z możliwych lęków, które z pozycji względnego komfortu (np. wygodny fotel przed komputerem) nadymają się do niebotycznych rozmiarów i ostatecznie paraliżują ruch. Bo chyba nie ma gorszej sytuacji, od tej, w której pragnienie przygody, ten cudowny ciąg w nieznane, zabijany jest irracjonalnym lękiem. Lęk to stan nierzeczywisty, wyimaginowany, oparty na domniemaniu, na projekcji czegoś, co nie miało jeszcze miejsca. Co to byłoby, gdyby...

  

Dlatego zadajcie sobie proste pytanie, czego będziecie bardziej żałować? Tego, co zrobiliście dla siebie, dla swoich marzeń, ale przyszło wam za to zapłacić, może nawet słono, czy tego, czego nie zrobiliście, bo nie mieliście do tego odwagi?

 

Niedźwiedzi należy się bać, regulaminy należy przestrzegać i wobec strażników TANAP-u czy TPN-u należy zachowywać się grzecznie, szczególnie tam, gdzie „brzydko postąpiliście”, ale niech widmo kary, czy też porażki nie będzie dla was powodem do zaniechania realizacji swoich marzeń! Lepiej wrzućcie do portfela kilka stówek więcej, tak na wszelką, możliwą pokutę i ruszcie w górę, bo tam, wysoko na grani mogą tańczyć z wami promienie zachodzącego słońca, a w dolinach wyłącznie cienie.  

 

„Ta przepaść jest moja, osobista, głęboko osadzona we wnętrzu duszy, i nie każdy musi mieć taką jak ja, ale każdy jakąś ma, i powinien chociaż spróbować ją przeskoczyć. Po swojemu.”  

  


  

Zapraszamy do obejrzenia krótkiego filmu z wypadu fotograficznego w Tatry Wysokie na Słowacji. W trakcie dwudniowego wyjazdu udało nam się zrobić mnóstwo pięknych zdjęć oraz nakręciliśmy trochę materiału filmowego.

 

Serdecznie dziękujemy Pawłowi T. za pomoc w tłumaczeniu fragmentów filmu na język angielski.

 

   

 

Tytuł filmu: Światło i noc. Tatry Wysokie. 2017 r., Polska, 5 min. 28 s.
Tytuł angielski: Light nad night. High Tatras

Reżyseria, zdjęcia, montaż: Piotr Picheta
Produkcja: Climbe Projektowanie Graficzne Piotr Picheta, Piotr Picheta Mountain Photographer.
Graficzne wsparcie: Katarzyna Kowalska-Picheta

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.

Muzyka (music): Peter Rudenko - "Winter Sun", Kai Engel - "April"
Utwory muzyczne wykorzystano na zasadach Creative Commons (music used on the principles of creative commons).  
-------------------------------

  

ZNAJDZIESZ NAS TU (find us here):

sklep internetowy: http://www.sklep-climbe.pl
Facebook: https://www.facebook.com/climbe.koszulki
Facebook: https://www.facebook.com/PiotrPichetaMountainPhotographer/
Google+: https://plus.google.com/u/0/b/101575169502148911837/+ClimbePl/posts/p/pub
Twitter: https://twitter.com/sklep_climbe
Instagram: https://www.instagram.com/climbe_pl
Pinterest: https://pl.pinterest.com/climbe

 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd